wtorek, 13 marca 2012

Rozdział 3 X



Poczułam podekscytowanie, ale również strach, który mnie bardzo szybko ogarnął po tym jak do sali weszła piątka ludzi ubranych w garnitury. Trzy kobiety i dwóch meżczyzn ogarnęło wzrokiem naszą ogromną salę. Cisza. Wszyscy nagle ucichli przyglądając się jurorom którzy weszli na środek sali przemawiając.
- Witam. Nazywam się Daniel Desanttes, będę dzisiaj z Emilią Rolle i Carolem Peraltem - wskazał na stojących obok ludzi - kobietę i mężczyznę - eliminował kolejno uczestników. Dziesiątka najlepszych zostanie. Nie chcę dłużej przemawiać, po prostu - DAJCIE Z SIEBIE WSZYSTKO.
Po slowach Daniela poczułam jak miękną mi kolana. Spojrzałam na wystraszone twarze uczestników. Byli tak samo zdenerwowani jak ja.  Zdenerwowana pokierowałam się na środek, zresztą tak jak reszta uczestników. Wystraszonym wzrokiem spojrzałam na swoją przyjaciółkę która podniosła do mnie kciuk do góry. Od razu poczułam się lepiej. Wzięłam głęboki oddech. Zaczęło się.
  Wszyscy stoją na swoich miejscach i nagle muzyka powoli zaczyna grać. Pierwsze melodie, pierwsze kroki. Na początku powoli.. później coraz szybciej. Nagle całe zestresowanie zniknęło. Czułam się jakbym latała. Kroki przychodziły mi z taka łatwością jak nigdy wcześniej. Uśmiechnęłam się szeroko do jurorów gdy usłyszałam końcowe słowa piosenki. Gdy piosenka się skończyła, wszyscy stanęli. Byli spoceni. Niektórzy dumni z siebie a niektórzy .. po prostu pewnie nie wierzyli w siebie. A do tańca jest potrzebna odwaga, którą możemy wykorzystywać codziennie, na zajęciach jak i nawet przed ekranem.
   Jurorzy się do nas uśmiechnęli.
- Dobra robota. Teraz wyjdziemy na chwilę, aby przedyskutować o wygranych i wrócimy za dziesięć minut.
  Serce waliło jak oszalałe. Najgorsza chwila, a raczej decydująca o dalszych losach mojego życia właśnie nastąpiła. W ukryciu trzymałam kciuki. Uśmiechnęłam się do mojej przyjaciółki ktora była tak samo zdenerwowana jak i ja. Dziesięc minut minęło bardzo szybko. Dla mnie to trwało jak minutę. Drzwi się otworzyły, a do sali weszli jurorzy.
- Witam ponownie. - uśmiechnął się Daniel. - już się zdecydowaliśmy. Niech teraz każdy ustawi się na swoich miejscach, jak zaczynali tańczyć. - jak powiedział tak zrobiliśmy.
 - Teraz będziemy wyczytywać imiona i nazwiska osób. Jeśli wygrałeś to siadasz na tamtych krzesłach - uśmiechnęła się ciepło Emily, wskazując palcem.  
- James White - pierwsze imię oraz pierwsza szczęśliwa osoba.
 James podskoczył wysoko do góry i uradowany usiadł na krześle.
- Laura Black, Seamus Murs - kontynuował Carol.
- Jess Brown. - dodał Daniel.
 Moja przyjaciółka zrobiła wielkie oczy, i uradowana usiadła na krzesełku, nie wierząc.
- Dan Walden, Amy Ross, Caitlin Fraizz, Lauren Taylor.. - carol wyczytywała kolejnych zwycięstwów. Jeszcze jedna osoba.
 - I ... Meggie Sewell. - po słowach Daniela nie mogłam uwierzyć. Poczułam jak moje oczy robią się wielkości piłki pinpongowej. Zatkało mnie. Poczułam się jakby to był żart, ale wiedziałam, że tak nie jest. Szczęśliwa rzuciłam się w ramiona mojej przyjaciółki, która aż się popłakała ze szczęścia.




Nigdy nie byłam w życiu taka szczęśliwa jak dzisiaj. Wszystkie zmartwienia odpłynęły a ich miejsce zastąpiła wspaniała wiadomość która mnie ucieszyła pierwszy raz od dwóch lub nawet i trzech lat.
Jess była wniebowzięta, z resztą jak ja. Przez całą drogę do domu rozmawiałyśmy o tym co nam się może przydarzyć. Sława, pieniądza, rozpoznawalność na ulicy zwykłego miasteczka i przede wszystkim satysfakcja z wykonywanej czynności. Niby wszystko cacy, ale jednak musiał być jakiś haczyk tej całej "sławy"... Jak wiadomo, brak prywatności, nieustające nieprawidłowe informacje na temat twojego życia - niemiło. Ale wolałam o tym nie myśleć, żeby sobie tego wszystkiego nie obrzydzić, problemy odstawiam na później. Żegnając się z Jess w uświadomiłam sobie, że zaraz będę musiała oświadczyć mamie i Joshowi, że właśnie "wygrałam"? Nie... Zasłużyłam sobie - tak! To najodpowiedniejsze słowo. Zasłużyłam sobie na wyruszenie w trasę koncertową z One Direction. Powolnym krokiem zmierzałam ku drzwiom i sunęłam w zamyśleniu ręką o chropowate ściany mieszkania. Nacisnęłam na klamkę. Serce waliło jak oszalałe. Weszłam do środka, zdjęłam buty i obróciłam się na pięcie w stronę kuchni, gdzie przesiadywała mama czytająca gazetę, i Josh piszący SMSy. Nie przypuszczałam, że oznajmienie tak wspaniałej wiadomości potrafi być trudne. Wtedy była najodpowiedniejsza chwila.
- Mamo... - zaczęłam zacinając się.
- Tak, kochanie? - odparła odrywając wzrok od mieszających się jakby liter na czarno-białym papierze. Miałam chwilę żeby jeszcze raz wszystko przemyśleć i odpowiednio dobrać słowa.
- Dobrze... Nie będę owijać w bawełnę, powiem tak - JADĘ W TRASĘ Z ONE DIRECTION! - wybuchnęłam płaczem i rzuciłam się mamie na szyję. Za dużo pozytywnych emocji na raz...
- Co? - spojrzała na mnie z zaskoczeniem jak i mój brat. . - One direction? Kiedy jedziesz?
- Jutro! Jejciu nie wiesz jaka jestem szczęśliwa. - podskoczyłam szczęśliwa czując jak do moich oczu napływają kolejne łzy.
- Spokojnie, siadaj. - podała mi mama chustęczke i wskazała na miejsce obok siebie.
- Więc tak. - zaczęłam. - dzisiaj był konkurs i byłam jedną z dziesiątek która wygrała! Jak również i Jess!
- To wspaniale! A  na kiedy jedziesz? - spytała się mnie popijając kawe.
- No na.. - zawachałam sie. - cztery miesiące.. - opuściłam głowę.
- CZTERY MIESIĄCE?! - powtórzyła. - Dasz sobie radę?  Nie za młoda jesteś? To kawał czasu wię..
- Mamo! Nie mam pięciu lat. - jęknęłam wstawając, podchodząc do lodówki, wyciągając mleko i nalewając je do szklanki.
- Może i nie pięć, ale mama ma rację. To poważna decyzja. - powiedział mój brat, obserwując mnie uważnie.
- Wygrałam konkurs! Spełniam swoje marzenia, to jest moja decyzja! I na pewno nie będę jej żałować przez lata! - krzyknęłam, siadając wkurzona na krześle.
- To nie tak, słonko... - położyła rękę na mojej głowie i zaczęła wkładać palce pomiędzy kosmyki i automatycznie rozdzielając je.
- To o co chodzi? W czym problem? - zaczęłam się pokazywać rogi.
- Zrozum... - usiadła na krzesło obok i trzymała rękę na mojej. - jesteś moją jedyną córką, kocham Cię nad życie i uchyliłabym Ci nieba, gdybym tylko mogła. - kontynuowała. - Nie chcę, aby przytrafiło Ci się coś złego, co mogłoby wpłynąć źle na twoją psychikę. Uwierz, ludzie bywają głupi, świat się zmienia. Nie możesz przewidzieć co chcą zrobić. Czy chcą Ci dobrze, czy też źle... Każdy ma tą drugą twarz. Niby chcą Ci pomóc, ale w rzeczywistości knują coś przeciwko tobie, tylko po to, aby Ci nie wyszło, nie chcą po prostu czuć się gorsi. Skąd masz mieć pewność, że t... -
-Nie, nie, nie! - krzyknęłam, szarpiąc się za włosy. - Proszę Cię, nie wmawiaj mi tutaj jaki to świat jest zły. To właśnie Ty, Ty i tylko Ty źle wpływasz na moją psychikę! To Ty należysz do tych ludzi których wymieniłaś! To, że Ci się w życiu nie ułożyło, nie oznacza, że w moim przypadku też tak musi być! Uchyliłabyś mi nieba? Tak? To dlaczego po prostu nie potrafisz powiedzieć "Jedź, spełniaj swoje marzenia, nie mam temu nic przeciwko"? Tak Ci trudno to wykrztusić? Zawsze, ale to zawsze musisz mieć jakieś "ale"! Nie oczekuję już od Ciebie żadnego wsparcia, ale chociaż daj mi wybrać. To takie skomplikowane? Nigdy nie interesowało Cię co robię, zawsze myślałaś tylko o sobie. Nagle obudziła się w Tobie kochana mamusia? Oj nie, na to już za późno. Miałaś czas, za 2 dni dokładnie 18 lat. Już pojutrze będę pełnoletnia, co oznacza, że nic nie możesz mi zakazać. Nie mam zamiaru dłużej tego wszystkiego znosić. Bezwzględnie na twoje zdanie - WYJEŻDŻAM w tą trasę. Teraz możesz winić tylko samą siebie. - powiedziałam prawie, że jednym tchem, po czym szybkim ruchem ręki sięgnęłam po torbę i wybiegłam zalewając się łzami. Co ja wtedy właściwie zrobiłam?! Matka, która znaczy dla mnie niesamowicie wiele została potraktowana przeze mnie jako ostatnia, najgorsza "rzecz" jaka dla mnie istnieje. Wiem, że moje słowa ją zabolały, ale jak to się mówi? ... "Słów się nie cofnie. Słowa czasami bolą bardziej niż jakikolwiek cios. "
 Wchodząc do pokoju rzuciłam się szybko na łóżko. Wybuchnęłam cicho płaczem przytulając się do poduszki. Poczułam jak do mojego serca napływają wyrzuty sumienia, które bardzo trudnę będzie odrzucić. Tony łez spływało bo mojej twarzy, napewno oczy miałam całe rozmazane od tuszu. Nie wiem ile leżałam. Nie miałam pojęcia, w tym momencie mnie to szczególnie nie obchodziło. Walnęlam pieścią o pościel czując napadająca we mnie wsciekłóść.. Poczułam jak zaczynam się trząść..
- nie teraz, nie teraz, nie teraz. - powtarzałam do siebie, nie chciałam jej tego mówić, zaczęłam tego żałować tak szybko jak zaczęlam.
 Szybko usiadłam oddychając głęboko. Przed mgłę widziałam jak do pokoju wszedł brat, który bardzo szybko do mnie podbiegł, do siebie przytulając. Zaczęłam się trząść, ale bardzo szybko się opanowałam.
- Spokojnie, oddychaj. - powiedział do mnie, odgarniając włosy z mojej twarzy.
 Wiedziałam, że zawsze się o mnie martwił.
- Co ja zrobiłam. Co ja zrobiłam. - powtarzałam bujając się w ramionach brata. Poczułam delikatny zapach jego perfum, od którego byłam uzależniona.
- Każdy w swoim życiu popełnia masę błędów, których później żałuję. - pocałował mnie w czoło, uśmiechając się do mnie.
- Jestem okropna, nie zasługujące, aby jechać na tą trasę.. - westchnęłam. - Josh delikatnie mnie od siebie odsunął.
- Słuchaj. - spojrzał mi w oczy. - może to co do mamy powiedziałaś, nie było w porządku, ale zasługujesz na to aby pojechać i spełniać swoje marzenia! Taniec to jest super rzecz, w której jesteś niesamowita i widać, że jesteś w tym wspaniała. A jutro lub nawet dzisiaj przeprosisz mamę. Jest twoją mamą, na pewno ci wybaczy.
- Josh. - szepnęłam cicho.
- Tak?
- Kocham cię. - powiedziałam i usnęłam czując jeszcze jak mnie mnie przykrywa kocem.
   Przebijające się promienie słońca przez moje fioletowe rolety padły mi prosto na oczy. Zerknęłam ospale na budzik i moim oczom ukazała się godzina 9:37. Niedziela - czas dla rodziny... Postanowiłam zejść na dół i przeprosić mamę  za wczorajszą, bardzo emocjonalną rozmowę. Zsunęłam się z łóżka, ubrałam kapcie na nogi i skulona z nerwowych bólów brzucha zeszłam na dół. Stanęłam w drzwiach i ujrzałam smukłą postać stojącą i mieszającą łyżeczką kawę. Flegmatycznym krokiem podeszłam do niej i patrząc jej prosto w oczy wybuchnęłam płaczem a zarazem przytulając się do niej.
- Prze... Przepraszam. Wiem, że źle zrobiłam. - wyjąkałam dławiąc się słonymi łzami.
- Nie martw się, wiem, że to było pod wpływem emocji, i naopowiadałaś głupot, ale pomimo tego i tak nic się nie zmieniło. Kocham Cię, skarbie. - Przycisnęła mnie do siebie także szlochając.
- Ja Ciebie też... - odpowiedziałam, dosłownie wbijając palce w jej plecy. Czułam, że mam osobę, na której mi zależy, odwzajemniając to. Wtedy uświadomiłam sobie, że żaden wyjazd nie jest warty osłabienia z nią tak mocnych więzi.
- Mmmamo... Nie chcę tam jechać. Nie chcę Cię stracić... - ciągle stałyśmy w tej samej pozycji.
- Że co?! - mama puściła mnie z objęć. - Kochanie, chyba Ci coś na głowę padło. To jest twoja szansa, nie zmarnujesz jej! Nasze więzi się nie osłabią! Nawet jeżeli będziesz czuła pustkę w ciągu tych 4 miesięcy, możesz w każdej wolnej chwili zadzwonić - porozmawiamy. Pamiętaj, relacje pomiędzy matką a córką nigdy się nie zmieniają. Pomimo najszczerszych kłótni, zawsze pozostaną takie jakie zostały ukształtowane od ssania piersi - bezgraniczne zaufanie, miłość... - po tych słowach pocałowała mnie w moje gorące czoło.
- Serio? - uśmiechnęłam się szeroko.
- Serio. - odwzajemniła uśmiech i pogładziła po plecach.


- Masz wszystko? - brat uśmiechnął się do mnie, trzymając w ręku moją torbe. Staliśmy przed budynkiem od szkoły tanecznej z rodzinami, znajomymi czekając na autobus, który miał przyjechać lada chwila.
  Stałam z bratem, ponieważ z mamą pożegnałam się z już wychodząc z domu. Było trudno. Oj, bardzo trudne. Przez ostatnie dni zauważyłam, że bardzo często płaczę, ale dla mnie to niestety normalne. Westchnęłam cicho rozglądając się dookoła. Wszyscy się ze sobą żegnali. Pełno toreb, co jak co, ale dużo dziewczyn jedzie. Więc kosmetyk i ubrań zabrali pod dostatkiem. Zobaczyłam jak w naszym kierunku podchodzi Jess. Uśmiechnęła się szeroko do nas i przytuliła do siebie Josha. Byli bardzo dobrymi przyjaciółmi, już od zawsze wiedziałam, że do siebie pasują, ale oni pozostawali na przyjaźni. Westchnęłam cicho. Autobus podjechał. Poczułam jak serce podchodzi mi pod gardło. Spojrzałam ze łzami w oczach na mojego brata który mnie do siebie delikatnie przytulił.
- Będę tesknił siostrzyczko.
- Ja za tobą też. - pocałowałam go w policzek, biorąc od niego torbę. - Zobaczymy się za cztery miesiące! - wyszczerzyłam się do niego.
- I tak trzymaj. - uśmiechnął się widząc mój uśmiech.- poczochrał moje włosy i odsunął się od drogi, gdy z autobusu wysiadł kierowca, biorąc od nas nasze torby.
  Wszyscy powoli zaczęli wchodzić, ale ja się ustawiłam jako ostatnia. Pomachałam jeszcze ostatni raz Joshowi i wsiadłam do autobusu, śledząc Jess z która miałam usiąść. Wiedziałam, że tak będzie najlepiej. Czas zacząć spełniać swoje marzenia. W środku coś czułam, że decyzję którą podjęłam wyjdzie mi na lepsze. I coś jeszcze poczułam, lecz nie wiedziałam co, miałam nadzieję, że coś pozytywnego.


***
Woo, WITAM! :D Jeśli przeczytałaś to pozostawisz po sobie jakiś ślad? Bardzo proszę:p Rozdział 3 już za nami. Postaram się dodać 4 w piątek lub w czwartek:) Na którym oczywiście już pojawią się One direction:)<3

5 komentarzy:

  1. boże, boże, zakochałam się <3 piszesz świetnie, niesamowicie, wspaniale! czekam na najbliższych rozdział i relacje z poznania chłopaków i w ogóle całą trasę koncertową!

    OdpowiedzUsuń
  2. Fajnie że dodałaś taki długi ;d świetnie piszesz . Czekam na 4 rozdział ; )

    OdpowiedzUsuń
  3. Świetnie piszesz :-*
    Czekam na kolejny <3

    OdpowiedzUsuń
  4. świetny blog , czekam na następny post ~!

    OdpowiedzUsuń
  5. jestem Twoją wielką fanką, a przeczytałam dopiero 3 rozdział. : )
    nie mogę się doczekać co będzie dalej.

    OdpowiedzUsuń